Banner Collegium Polonicum

Artykuł - MOZ

Szef lewicowej partii rozmawiał ze studentami słubickiego Collegium Polonicum o współczesnym socjalizmie

 

W Polsce, jak również w wielu innych wschodnioeuropejskich krajach,  nie ma obecnie żadnej silnej partii lewicowej. Ciekawe, co będzie się działo, gdy Lothar Bisky, przewodniczący niemieckich i europejskich lewicowców spotka się z polskimi studentami.

 

Dietrich Schröder(MOZ, 04.04.2008)

 

Słubice (MOZ)   Jego nazwisko wywodzi się z języka polskiego, dwójka jego synów włada językiem sąsiedniego kraju, a gdy on sam urodził się w 1941 roku na wtedy jeszcze Pomorzu Środkowym, miał polskiego ojczyma. Wydaje się, że Lothar Bisky swoimi pierwszymi słowami chce zdobyć zaufanie mniej więcej 50-ciu studentów politologii i gospodarki przestrzennej w Collegium Polonicum – siostrzanej instytucji frankfurckiego Europejskiego Uniwersytetu Viadrina.

 

W końcu znajduje się w kraju, w którym lewicowym partiom i organizacjom obecnie nie jest łatwo. Dopiero co w miniony weekend rozpadł się lewicowy sojusz LiD, który w ostatnich wyborach parlamentarnych uplasował się ponad 5-cio procentowym progiem wymaganej ilości głosów. A wśród ponad 20-stu partii od Portugalii do Mołdawii, należącymi do "Europejskich Lewicowców", którym od zeszłego listopada przewodniczy Lothar Bisky, nie ma żadnej z Polski. Tylko niewielka "Młodzież Socjalistyczna" ma tam status obserwatora.

 

Dlatego to, co Polaków najbardziej interesuje, to sukces, który niemiecka partia lewicowa odniosła niedawno nawet w starych bundeslandach. Bisky wtajemnicza ich w strategię tego sukcesu, przy czym z  ust jego pada zasługujące na uwagę zdanie: "Marksizm-leninizm jest martwy" . Bądź co bądź dodaje trochę później: "Co nie oznacza, że w obecnych czasach od Marksa nie można niczego się nauczyć". Jego zdaniem już nigdy nie będzie poważnej lewicowej partii ze światopoglądem, który ma odpowiedź na każde pytanie. "Chodzi o to, by mieć 4, 5 albo 6 planów, które muszą być jednak jednoznaczne". Tak więc lewica jest jedyną nie neoliberalną partią w Niemczech i odrzuca udział Bundeswehry w militarnych interwencjach za granicą. Później Bisky będzie informował o tym, jak bardzo go razi, że więcej niż 2,5 miliona dzieci w Niemczech żyje poniżej granicy nędzy, podczas gdy jednocześnie więcej niż 800 tysięcy ludzi dysponuje rocznym dochodem powyżej miliona euro.

Słychać z sali sprzeciw, gdy Bisky opowiada się za powszechnym głosowaniem w sprawie Traktatu Lizbońskiego, który w przyszłości powinien regulować funkcję Unii Europejskiej. "Wtedy w wielu krajach, z pewnością również w Niemczech, stałoby się to, co stało się we Francji i Holandii z Konstytucją Europejską", zarzuca jeden ze słuchaczy. Dla przypomnienia – przez sprzeciw Francuzów i Holendrów konstytucja nie została przyjęta.

Lewicowy polityk uważa przy tym, że Unia Europejska, która nie jest ugruntowana na zgodzie obywateli, nie ma żadnego nośnego fundamentu. "I gdyby w Niemczech było referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego, wówczas ludność poważnie musiałaby  zająć się Europą, czego nie robi", mówi. Krytykuje przy tym, że Traktat Lizboński, w sprawie którego teraz w prawie żadnym z 27 krajów Unii Europejskiej nie będzie powszechnego głosowania, jest tylko okrojoną wersją obalonej konstytucji.

"Inteligentny mężczyzna i ze swoim spokojnym usposobieniem nietypowy polityk", uważa z uznaniem polska studentka po prawie dwugodzinnej rozmowie. Jest to komplement, którego Bisky już nie słyszy. Biegnie bowiem z powrotem przez most na Odrze do Frankfurtu.