Festiwal Filmowy "Berlinale"
Katarina Lein, Mirke Olschewski, Julia Stelniec, germanistyka interkulturowa
8. lutego 2013r. pojechaliśmy do Berlina na Berlinale, które było naprawdę interesującym doświadczeniem.
Przygotowanie nie było takie łatwe, jak myślałyśmy, ponieważ kupowanie biletów okazało się trudną sprawą. We wtorek przed wyjazdem chciałyśmy kupić bilety na polski film „W imię...”, ale niestety były już wysprzedane. Kasy zaczynały sprzedawać bilety od godziny dziesiątej i my przyszłyśmy krótko po. Wtedy już było tak dużo ludzi, że kolejki były bardzo długie. Czekałyśmy prawie godzinę, kiedy nagle zobaczyłyśmy, że bilety już nie były dostępne. Z tego powodu całkiem spontanicznie zdecydowałyśmy się kupić bilety na inny film, mianowicie „Lamma Shoftak”.
W piątek pojechaliśmy do Berlina i najpierw chcieliśmy zwiedzić parę wystaw związanych z Berlinale, ale to również okazało się nie takie proste. Szukaliśmy pierwszej wystawy, lecz nikt nie mógł nam powiedzieć, gdzie się ona znajduje. W końcu stwierdziliśmy, że całe szukanie nie było nic warte. Na szczęście druga wystawa, do której musieliśmy dojechać metrem, była bardziej ciekawa.
Po południu oglądałyśmy film i naprawdę nam się podobał. „Lamma Shoftak” jest arabskim filmem, którego akcja toczy się w 1967 roku w obozie dla uchodźców przy granicy Palestyny. Bohaterem był Tarek, mały chłopak, który żył ze swoją matką w tym obozie. Ponieważ Tarek tęsknił za swoim tatą, który był na wojnie w Palestynie, uciekł z obozu w kierunku granicy. Na swojej drodze trafił na wojowników o wolność, którzy przygotowywali się do wojny. Został z nimi, ponieważ oni zafascynowali go swoimi pomysłami i celami. Szybko rozwijała się ich przyjaźń. Przede wszystkim dlatego, że był on bardzo charyzmatycznym i sympatycznym chłopakiem. Jego matka poszła za nim, żeby go szukać.
Koniec był otwarty, ponieważ w ostatniej scenie było pokazane, jak Tarek i jego matka próbowali przekroczyć granicę Palestyny, ale nikt nie wie, czy się im udało.
Język w filmie był arabski z angielskimi napisami, mimo to film był rozumiały. Z powodu tego, że sala była pełna, atmosfera w kinie była wspaniała. Siedziałyśmy prawie całkiem u góry, więc widziałyśmy wszystkie głowy przed nami. To była świetna perspektywa. Również rozmowa z reżyserką okazała się bardzo ciekawa i oferowała możliwość, żeby dowiedzieć się więcej o filmie.
Podsumowując, możemy powiedzieć, że dzień był naprawdę udany. :-)
Oskar i Berlinale
Ihar Hancharuk, filologia polska jako obca
Oskar i Berlinale, Cannes i Wenecja - te słowa dla większości ludzi są związane z kinem. Konkursy filmowe z wieloma uczestnikami z całego świata, którzy walczą w różnych wersjach tej samej konkurencji - stworzeniu alternatywnej rzeczywistości za pomocą niegdyś nieskomplikowanych, a dziś bardzo złożonych technologicznie urządzeń. Festiwale te mają długą historię, są szeroko komentowane przez prasę, są pełne intryg i skandali, i zawsze cieszą się niesamowitym zainteresowaniem wśród publiczności.
Mieliśmy szczęście mogąc odwiedzić zarówno Berlinale, jak i Berlinary - wielu z ludzi, których znam, wymawia nazwę festiwalu właśnie w ten sposób. Można powiedzieć, że udało nam się odwiedzić oba.
Berlinale omawialiśmy już oddawna, dużo wcześniej planowaliśmy wycieczkę, sprobowaliśmy zdecydować się, na jaki film kupować bilety. Nie mieliśmy żadnego pojęcia o tym, jak to wszystko działa, i co tam w ogóle będzie. Ale pojęcie to miały te tysiące ludzi, którzy wykupili prawie wszystkie bilety w ciągu kilku godzin od początku sprzedaży. Wszystkie filmy z gwiazdami Holywood, potencjalne hity, głośne premiery stały się niedostępne w pierwszej kolejnośći. W tej samej kolejce byli ludzie, którzy gotowi byli kupić bilety na cokolwiek. Byliśmy w najlepszej sytuacji, bo nie musieliśmy stać w kolejce przez pół dnia i nie martwiliśmy się mając do wyboru setki filmów jak reszta - kupiliśmy bilety on-line, z niewielką dopłatą za przyjemność zakupu siedząc na kanapie, i wybraliśmy z pozostałych filmów, to znaczy z dwóch, więc wybór był prosty.
Nasze Berlinale rozpoczęło się przy Potsdamer Platz, w pobliżu Berlinale Palast. Trwało to w sumie kilka godzin, podczas których ukraliśmy czekoladowe wafle z jakiegoś bufetu, posiedzieliśmy w ciemnym pokoju wypełnionym sztuką współczesną, dotarliśmy do krematorium i zdążyliśmy stamtąd uciec, i odwiedziliśmy kanadyjskiego ambasadora.
I oczywiście oglądaliśmy film. Logiczne jest, że apogeum dnia na festiwalu filmowym był rzeczywiście film. To był japoński, czarno-biały film z ubiegłego wieku. Sala była zapchana. Organizatorzy serdecznie podziękowali wszystkim, którzy przybyli, aby obejrzeć ten film, a przedstawiciel Japonii powiedział po prostu i szczerze «Wow!». My, szczęśliwcy, którym udało się dotrzeć przed jeden z ekranów jednego z najbardziej popularnych światowych festiwali - Berlinale, byliśmy bardzo podekscytowani przemówieniem organizatorów. I nie bez powodu! Gdy tylko zgasły światła w sali, publiczność została zanurzona w fantastyczną atmosferę, poczuła magię kina. Jestem pewien, że każdy z nas przynajmniej przez jakiś czas cieszył się pięknymi chwilami słodkiego spokojnego snu w ciepłym przytulnym kinie, słuchając japońskich aktorów. Cały dzień spędziliśmy na nogach w mokrym lutowym Berlinie, jedliśmy w drodze i oczekiwaliśmy na przybycie Jude'a Law. Czy to nie jest magia: planować wycieczkę, marzyć o zdjęciach z gwiazdami, walczyć o miejsce w pociągu, wstać rano, zmarznąć, głodować, a w końcu dostać się do kina i natychmiast zasnąć? Tak, to jest magia. W ogóle, przed męczącą wycieczką w nocy do domu, czas spędzony w kinie można nazwać fantastycznym. Wszystkim się podobało. Było dużo oklasków. To było nasze Berlinale.
Było również Berlinary. Zawierało ono wiele niedźwiedzi rozmieszczonych w całym Berlinie. Tam jest ich zazwyczaj dużo, a teraz jest ich jeszcze więcej. Były tam tysiące pamiątek dotyczących filmów i festiwalu, które na pewno wszystkie zostaną kupione przez gości tego festiwalu filmowego. Tam była rozkopana Unter den Linden, były zdjęcia na kultowym czerwonym dywanie, była jakaś całkowicie pusta wystawa, gdzie nie było ani żadnego gościa, ani żadnego organizatora, i która przedstawiała ogórki kwaszone, tapety i niebieskie oświetlone nici. Była dziwna fotograficzna wystawa Horsta Schaefera. Był tam zając przebiegający przez Reichstag, przejście drogowe dla kobiet, fast food na kolację i nocny Deutsche Bahn.
Z reguły, biletów na Berlinary nie można kupić. Mieliśmy więc szczęście dostać się na nie, bo na Berlinale można pojechać w przyszłym roku ponownie. Mamy nadzieję, że Japonia ma jeszcze kilka filmów do pokazania.